Przekleństwo doskonałości
Kiedy dążenie do doskonałości jeszcze rozwija, a kiedy już zniewala? Na wszelki wypadek, chętnie odpowiedziałabym – zawsze. Mam wrażenie, że w świecie, w którym „wszystko możesz”, „jesteś jedyny i niepowtarzalny” ale „konkurencja czai się za rogiem” i „już na pewno gdzieś na świecie ktoś wpadł na ten sam pomysł co Ty” jest duża pokusa by z tej drogi (do doskonałości) nigdy nie schodzić. Pokusa??? ba, jakiś nakaz, który dopada nas na każdym rogu.
Tylko gdzie jest ta doskonałość?… nigdzie … to już wiemy, ona nie istnieje. Więc jak jest na drodze do celu, który jest zawsze wyżej niż dochodzimy. Można by sądzić, że droga jest dość wyczerpująca, w poczuciu beznadziei, wolna od radości spełnienia. Ale nie, słyszę: jest energia, jest wyzwanie.
Jakoś łączy mi się to wszystko z godzinami spędzonymi na bieganiu, na sali fitness, siłowni lub medytacjach, jodze a nawet tańcu czy zdrowym żywieniu. Dziwne?… a jednak nie. Mózg, cały nasz organizm, ostrzega nas przed takim “beznadziejnym” dążeniem. Zmęczony, spięty, schorowany. Tylko, że my mamy już na to sposób. Codzienny wysiłek fizyczny, ćwiczenia mindfulness fantastycznie regenerują, odprężają a zdrowe żywienie świetnie wzmacnia nasz układ odpornościowy … więc… głusi na sygnały z ciała “biegamy” dalej.
Gdy słyszę o tej energii wyzwania, widzę zacięcie na twarzy i nawet … błysk w oku. Tylko, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to … smutne spojrzenie …