Jak rozmawiać?
Zawsze zastanawiałam się, dlaczego tak z pozoru łatwa rzecz, wciąż sprawia tyle problemów. W końcu to dość prosty scenariusz: jedna osoba mówi, druga słucha a potem odpowiada itd. Po wielu latach pracy nad komunikacją, dziś widzę świat rozmów trochę tak jak widzi się górę lodową. Słowa na jej wierzchołku są proste, zrozumiałe i właściwie, dość obojętne, ale już pod powierzchnią wody jest prawdziwy Armagedon. Wielość znaczeń, zabarwień emocjonalnych, konotacji… właściwie tyle, ile tylko ludzi na świecie. I to jest pewnie ta odpowiedź. Z pozoru łatwa komunikacja, która polega na wymianie słów, jest jednak niebywale trudna, bo pod słowami kryje się wielka, nieodgadniona część góry lodowej.
Jeśli już tylko to sobie uświadomimy, przynajmniej nie będziemy mieli tak wielu oczekiwań, tak wysoko postawionej poprzeczki i tak naiwnej wiary, że wszystko może być ok. No nie może!
Większość ważnych rozmów jest skazana na porażkę.
- Po pierwsze, bardzo rzadko prowadzimy ważne rozmowy, więc mamy mało treningu w ich efektywnym prowadzeniu.
- Po drugie, bardzo trudno o uwagę. Taką prostą, pierwszą i najważniejszą zasadę. Jak ktoś mówi, drugi słucha. No nie słucha. Jego życie pędzi wciąż nękane różnymi bodźcami, zadaniami, wyzwaniami codzienności. Nie słucha, bo nie może się skupić, bo wokół toczy się inna walka o jego uwagę. Walczą media, walczy ulica z tysiącami bodźców, walczą bliscy, znajomi, szef w pracy, sprawy niecierpiące zwłoki. Nie słucha też dlatego bo i jemu o czyjąś uwagę jest trudno. Gdy zbliżasz się, on już w nadziei na kontakt, układa słowa. Podchodzisz, zaczynasz mówić a on tylko czeka aż będziesz potrzebował zaczerpnąć powietrza. Przerwa na wdech i … przepadło, teraz czas na jego potok słów. Właściwie nie słuchasz, już w głowie układasz sobie własną wypowiedź. Jego wdech, szansą dla Ciebie …
- A jeśli już „słucha”, a raczej nie tyle słucha (skoro myślami jest gdzie indziej) co „nie mówi”, Twoje słowa wpadają w jego świat, który ma w głowie. Są jak kilka malin wrzuconych do kompotu jabłkowego. Mieszają się z jabłkami, przechodzą ich smakiem i aromatem. Czy to wciąż te same maliny, które wrzuciłeś chwilę wcześniej? No nie. Tak samo jest z naszymi słowami, wpadając w głowę naszego rozmówcy, siłą rzeczy zmieniają znaczenie.
- On odpowiada? No nie odpowiada. Skoro nie słucha, odpowiedzieć na to co mówimy nie może. O jedynie znów „coś” mówi. Ty dziwisz się, jak poruszony przez Ciebie temat mógł się w ułamku sekundy tak diametralnie zmienić. Wyjaśniasz, prostujesz i znów … to tylko Twoje słowa w jego głowie (wypełnionej po brzegi jego światem).
- Narasta frustracja wzajemnego niezrozumienia, poczucia braku sensu, bezsilności … złość zatyka Ci gardło i z czasem, zaraża Twojego rozmówcę (tak to jest z emocjami, udzielają się). Awantura gotowa. Teraz to już nie jest rozmowa, to walka. Nikt nie odda pola wrogowi, bo ten natychmiast je zagarnie. Teraz już nie przyznam częściowej racji, nie przyznam się także do błędu, nie zmienię zdania, żeby nie wiem co.
To oczywiście czarny scenariusz, nie musi tak być, ale warto zdawać sobie sprawę z jak trudną materią mamy do czynienia. Ile, w związku z tym, potrzeba poświęcić czasu i energii na naukę a potem na samą rozmowę by nadać jej sens. Rozmawianie takie przez duże R nie jest proste, ale na szczęście, „small talk” już jest.
Moja rada? Najpierw przygotuj się na porażkę a potem ćwicz, ćwicz, ćwicz … co najmniej tyle, ile razy dziecko ćwiczy dziecko, które uczy się chodzić. Upada i wstaje, bezustannie próbując, właściwie do skutku.