Gdy ktoś “zaatakuje”…

Gdy ktoś “zaatakuje”…

Ile razy byłeś w sytuacji, w której ktoś powiedział bądź zrobił coś co podniosło Ci ciśnienie, ile razy potem mówiłeś „teraz to zareagowałbym inaczej”, a potem uparcie snułeś niezrealizowane scenariusze …? Tysiące ? – ja też.

Na początek dobra wiadomość, jestem pewna, że podjąłeś najlepszą na ten moment dostępną Ci decyzję. Możesz się długo jeszcze biczować i zastanawiać dlaczego nie zareagowałeś inaczej, ale możesz też uwolnić się od „żałowania” i zaakceptować fakt, którego nic już nie zmieni. Pewnie gdybyśmy mieli więcej siły, pewności siebie czy opanowali emocje, zareagowalibyśmy inaczej ale nie mieliśmy – nie mogliśmy zrobić czy powiedzieć niczego innego, w tamtej chwili, będąc w tamtym miejscu.

A co na przyszłość? Mi pomaga myślenie, że zawsze jest druga, trzecia a nawet dwudziesta trzecia szansa. Przy każdej okazji mogę trenować adekwatne zachowanie, czyniąc to mniejsze, to większe postępy. Gdybym miała podzielić się swoim doświadczeniem, droga mogłaby wyglądać tak:

1. Na początek daj sobie szansę na podjęcie świadomej decyzji co do działania, jakie podejmiesz. W sytuacjach trudnych, rozpoznanych przez nas jako zagrażające, gdy ktoś nas atakuje słownie, gdy szef wylewa wiadro pomyj za niezrealizowany projekt, gdy klient podczas negocjacji ewidentnie nami manipuluje … uruchamia się w nas tzw. stary mózg. To część mózgu, która wykształciła się pierwotnie w toku naszej ewolucji. W czasach gdy atak ewidentnie zagrażał życiu, mieliśmy tylko proste rozwiązania: ucieczkę bądź kontratak (ew. jeszcze można było zastygnąć w bezruchu). To nie były czasy, w którym z dzikim zwierzem można było dyskutować. Kontratak lub ucieczka – reakcje, które wtedy sprawdzały się znakomicie, dziś nie zawsze są najlepszym (a już na pewno nie jedynym) rozwiązaniem.

Z czasem ewolucja doposażyła nas o część mózgu zwaną korą nową. To ta część dzięki której nie działamy instynktownie a „rozważnie”, analizując sytuacje i dobierając reakcje. To co możesz zrobić, to „wyjść” z tej części starej (tam nie masz co liczyć na świadome działanie) i niejako „przełączyć” się na myślenie – „wejść” do kory nowej. Jak to zrobić? Najprostszym sposobem jest nazwanie emocji, która właśnie nas opanowuje. Nazywanie jest procesem stricte myślowym a jako taki przynależnym do mózgu młodszego. Jak powiesz sobie „jestem wściekły”, uruchomisz tę część mózgu, która leży już w zasięgu wpływu. To powinno nieco zmniejszyć napięcie i dać czas do świadomej reakcji. Jak już opanujesz ten krok, możesz swoją samoświadomość rozwijać. Najprawdopodobniej na początku będzie Ci trudno nazywać emocje, ich wachlarz w takim wypadku jest dość ubogi. Łatwiej nam się przyznać do wściekłości, trochę trudniej do smutku, jeszcze trudniej do lęku. Wiązać się to może z potrzebą utrzymywania obrazu własnej osoby jako silnej i gotowej na wyzwania. Dlatego w następnym kroku nie poprzestawajmy na pierwszej odpowiedzi, jaka przychodzi na pytanie „co teraz czuję”. Dwukrotnie zapytajmy siebie „i co jeszcze”. Czasem prowadzi nas to głębiej w nas samych, poznajemy swoje emocje, na co dzień mniej nam dostępne.

2. Podobno nasze negatywne emocje są sygnałem niezaspokojonej potrzeby. Empatyczne i troskliwe wsłuchanie się w siebie to krok następny. Skąd ta złość, smutek czy lęk? Jaka moja potrzeba została naruszona … poczucie bezpieczeństwa, godności …? Nie jest to łatwe, dotykamy trudnych kawałków swojej historii. Jednak bez tego nie zawalczymy o siebie w tej konfrontacji … nie będziemy wiedzieć o co tak na prawdę chcemy walczyć i nasze reakcje będą działaniem „po omacku”.

3. Trzeci krok to czas na upomnienie się o swoje potrzeby (jak tak mnie atakujesz to zaczynam się bać o swoje bezpieczeństwo, sposób w jaki do mnie mówisz mnie obraża, krzycząc na mnie przy moim zespole podważasz mój autorytet) i postawienie granicy (nie będę z Tobą w taki sposób rozmawiać, zmień ton albo umówmy się na rozmowę w innym terminie, nie zgadzam się na to byś w taki sposób podważał moje kompetencje, jeśli chcesz rozmawiać, przejdźmy do Twojego gabinetu i tam porozmawiajmy). Może być nam łatwiej, gdy zobaczymy tę drugą stronę z jego także niezaspokojonymi i często nieuświadomionymi potrzebami, całą historią zdarzeń. A to wszystko po to, by ją zrozumieć i dzięki temu pozbyć się negatywnych emocji, które mogą nam utrudnić konstruktywną obronę.

Trudne, pracochłonne, niemal niemożliwe do wykonania? Może być i tak, ale w tym moim pomyśle bardziej chodzi o rozwijanie samoświadomości niż o scenariusz działania. Jeśli chcesz i jesteś gotowy na scenariusz, próbuj. Każdy krok kolejno. Gdy w pierwszym dojdziesz do perfekcji – odpowiedź sama pojawi Ci się w głowie w ułamku sekundy, trenuj drugi punkt itd. Jeśli nie chcesz działać według scenariusza i wolisz inny sposób, to wystarczy chwila refleksji już po. Gdy będziesz sam i będziesz miał chwilę czasu, pomyśl co wtedy czułeś, o zaspokojenie jakiej potrzeby upomniały się Twoje emocje. Z czasem, po tygodniach, miesiącach Twoje reakcje nie będą już dla Ciebie takim zaskoczeniem i łatwiej wejdziesz w konstruktywną relację.

Uwaga … to jest życie, które rządzi się własnymi prawami a każdy z nas jest inny. Mój sposób nie zawsze działa. Czasem osoby „głuche” na nasze słowa, będą nadal uparcie toczyć swoją wojnę ale … to co ważne dla mnie, to ja już o siebie zawalczyłam. Nie mam wpływu na to co zrobią inni, ale mam wpływ na to co sama zrobię. Tu dotarłam do swoich emocji, potrzeb, upomniałam się o nie i ostatecznie postawiłam granice. Teraz zaatakować skutecznie będzie trudniej. A Ty, jeśli jesteś w tym miejscu, wziąłeś odpowiedzialność za swoje życie, nie pozostawiałeś go w rękach innych. Już jesteś zwycięzcą.

Puste taczki

Puste taczki

Znacie kawał o gościu biegającym z pustymi taczkami?

Na budowie Kowalski lata w te i z powrotem z pustą taczką.
Widząc to kierownik pyta:
– Co tak z tą pustą taczką latacie?
– Panie kierowniku – mówi Kowalski – taki zapierdol, że nie ma kiedy załadować.

Jest jeszcze opowieść o ostrzeniu piły:

Wyobraź sobie, że natknąłeś się w lesie na kogoś, kto gorączkowo ścina drzewo.
– Co robisz? – pytasz.

– Nie widzisz? – odpowiada ze zniecierpliwieniem. – Ścinam to drzewo.
– Wyglądasz na wykończonego! – wykrzykujesz. – Długo już to robisz?
– Ponad pięć godzin – odpowiada. – I jestem skonany! To ciężka praca.
– Może zrób małą przerwę i naostrz piłę? – proponujesz. – Z pewnością poszłoby wtedy szybciej.
– Nie mam czasu na ostrzenie piły – odpowiada mężczyzna stanowczo. – Ścinam drzewo.

Wierzę, że w większości przypadków działamy tak czy inaczej dlatego, że to działanie przynosi nam jakieś profity. Nie zawsze zdajemy sobie z nich sprawę, nie zawsze łatwo nam je przywołać ale za każdym działaniem, stoi jakiś „zysk”. No więc pytam uczestników coachingów, jak to jest tak biegać, działać, załatwiać, w pośpiechu, pod presją czasu, odhaczać jedno zadanie za drugim, rozwiązywać jeden problem za drugim, gasić jeden pożar by za chwilę znów wziąć się za następny… już jak mówię, widzę na twarzach pewnego rodzaju zadowolenie, czasem nawet „rozanielenie”. Za chwilę na tablicy wypisujemy wszystkie bonusy, pojawiają się: poczucie przepracowanego dnia – tyle dzisiaj zrobiłem, satysfakcji z tego że pracowaliśmy pod taką presją i się udało, że wszyscy widzieli jak ciężko pracowaliśmy, że jesteśmy ważni, niezastąpieni, że ugasiliśmy tyle pożarów, że mimo trudnej i kryzysowej sytuacji jakoś udało nam się zażegnać konflikt, daliśmy radę.

No więc, jak przy tylu profitach przestać biegać z pustą taczką czy ścinać drzewo jednak naostrzoną piłą … Nie łudźmy się, nie będzie to łatwe. Co więcej, nawet gdy nam się uda zboczyć z tego toru, wciąż będzie nas świat na niego zawracał. Dlaczego? Bo bycie w ciągłym ruchu, na podniesionym poziomie adrenaliny jest dziś w cenie, wysoko nagradzane społecznie.

Wszyscy wiedzą, że potrzebny jest plan, cel, że warto sprawdzać drogę jaką się idzie, że zamiast gasić pożary powinniśmy je uprzedzać ale … nigdy nie ma na to czasu, zawsze jest coś pilniejszego. Trochę tak jakbyśmy planowanie pracy, refleksji nad jej efektywnością mieli za  pewnego rodzaju luksus, na który sobie nie możemy przecież pozwolić. Nie zauważamy, że to ciężka strategiczna praca, niezbędna by móc działać na konkurencyjnym rynku.

Hm..a może jednak zauważamy, tylko boimy się, że już tego nie potrafimy, że zadaniu nie podołamy …odwagi potrzeba dzisiejszym managerom, odwagi!

 

O uważności – “wpis osobisty”

O uważności – “wpis osobisty”

Był taki moment w moim bardzo zabieganym życiu, w którym zatrzymałam się … zobaczyłam wtedy świat i ludzi, których wcześniej nie zauważałam … to było tak niezwykłe przeżycie, że nie mogłam już przestać … „uważnie patrzeć” :).

Ale, od początku. Zaczęłam pracować bardzo wcześnie, tuż po maturze, z czasem – studiując równolegle. W swoim życiu miałam wiele szczęścia bo, to zawodowe, było zawsze bardzo ciekawe, pełne wyzwań, atrakcyjnych zadań. Przyznam, że zupełnie mnie to uwiodło. Bezrefleksyjnie unosiłam się na tej fali wiele lat i pewnie nigdy bym tego nie zauważyła gdyby nie pewien zbieg okoliczności.

Przygotowywałam się do operacji. Po wielu szpitalnych zawirowaniach okazało się, że lekarz który miał mnie operować z większą częścią swojego personelu przeszedł do innego szpitala. Zupełnie nowej placówki. I tak znalazłam się, chyba jako pierwszy pacjent, w wielkim, starym i bardzo pustym budynku szpitalnym. Nie było tam Internetu, telewizorów, prawie zasięgu telefonicznego i właściwie nie było tam ludzi. Na początku jeszcze trochę czytałam, ale to była wczesna wiosna, szpital położonym w niezwykle pięknym starym lesie, z okna czasem widziałam przebiegającego lisa. Piękne słońce i zgoda lekarza wypędziły mnie z budynku na spacer. Byłam słaba więc długo iść nie mogłam, usiadłam na ławce, zwróciłam twarz w stronę słońca i głęboko westchnęłam chcąc „poczuć” całe to cudne otoczenie.

Ta „wymuszona” uważność była dla mnie zupełnie niezwykłym przeżyciem. Jakbym pierwszy raz od lat znów zobaczyła słońce, drzewa … i lisa (choć lisa z takiej odległości widziałam pierwszy raz w życiu). Nie wiem jak ale poczułam siłę i spokój wysokich sosen, energię budzącej się do życia ziemi, radość promieni słonecznych. Po powrocie ze szpitala jeszcze kilka tygodni zostałam w domu na zwolnieniu. Dzięki temu swoją uważność na otaczający świat, mogłam trenować wiele dni. Wróciłam do pracy już „uważniejsza” i wsparta w tej uważności całą masą motywujących doświadczeń ostatniego miesiąca.

Następnym krokiem milowym w moim osobistym poznawaniu „uważności” był udział w treningu prowadzonym przez moją ukochaną grupę szkoleniową – TROP. Byłam tam uczestnikiem prostego ćwiczenia. Miałam słuchać tego co mówiła druga osoba ale nie wolno mi było się odezwać. To chyba pierwsze takie doświadczenie w moim życiu. Słuchać jak ktoś opowiada historię, nie mówiąc „ja też tak mam’, nie podsumowując „doskonale Cię rozumiem”, nie dopytując „a jak się to skończyło”… Najpierw chwila dyskomfortu a potem jedno piękne uczucie za drugim. Zaczęło poczucie wolności. Skoro nie mogę nic powiedzieć nie muszę już myśleć o tym jakie „dobre” pytanie zadać ani jak „błyskotliwie” podsumować wypowiedź. To było niezwykle uwalniające … a skoro odeszły mi te wszystkie myśli i troski, znacznie powiększyła się przestrzeń na słuchanie. „Wpadłam” w opowiadaną historię całą sobą. Nie tylko słyszałam słowa, ale słyszałam (jak to Jac Jakubowski mówi) człowieka, … czułam . Ilość tej pozawerbalnej treści zupełnie mnie zadziwiła. To było moje następne doświadczenie „uważności”, tym razem w relacji z drugim człowiekiem.

Zaraz potem już „uważniejsza”, miałam okazję doświadczyć uważności ale tej skierowanej na mnie. Cudnie jest uważnie słuchać ale też cudnie jest być uważnie słuchaną. Trening uważności – produkt Grupy TROP skierowany do tych, którzy chcą doświadczać, rozwijać swoją uważność to właśnie taka okazja do tego by uważnie słuchać i samemu być uważnie słuchanym. Po takim doświadczeniu ludzie wychodzą jacyś zmienieni … zbudowani, uśmiechnięci … Jac Jakubowski mówi, że to czego doświadczają to „dobry masaż mózgu”. Poczucie podmiotowości, akceptacji odzwierciedlane wzajemnie przez neurony lustrzane … to taki odżywczy zastrzyk dla mózgu jak masaż w SPA dla ciała.

Ta moja historia uważności ma jeszcze jedną swoją stronę. Ta opisana wcześniej to doświadczenie niezwykle poszerzające pole „widzenia”. To tak jak widzisz świat z okna pędzącego samochodu w porównaniu z byciem w tym świecie … gdy spacerujesz po tych polach lub gdy tańczysz z tymi ludźmi na ulicy. W perspektywie biznesowej, jakbyś „widział” więcej, miał więcej danych do podejmowania efektywnych decyzji czy działań. Ale jest i ta druga perspektywa. Gdy już doświadczysz „uważności” może być trudno żyć inaczej. Trudno znów zgodzić się na życie w biegu i trudno znów wchodzić w powierzchowne relacje, rozmowy bez uważności. …

Jak ćwiczyć “uważność’ – EMPATIĘ?

Codziennie ….

Hanna Wójcicka Grudowska

Wszystkich chętnych, zapraszam na bezpłatne warsztaty 4 kwietnia. Zapisz się kontakt lub “weź udział” w wydarzeniu na FB Komunikacja oparta na empatii

Biznes zapraszam na moje szkolenie “akcja empatia” – menu główne

Gdy komunikacja jest … samotnością …

Gdy komunikacja jest … samotnością …

Dla silnych “osobowości” ku przestrodze. Jesteś osobą zdecydowaną, szybko podejmujesz decyzje, z łatwością wypowiadasz się na każdy temat. Często jesteś w centrum uwagi, to na Tobie koncentrują się ludzie gdy jesteś w towarzystwie, słuchają, często przytakują. Gdy pojawia się pytanie: gdzie idziemy, co robimy, które rozwiązanie przyjmujemy – częściej niż inne, wybierana jest właśnie Twoja propozycja.

Jakie to uczucie?

Jak mówię – patrzą na mnie, jak proponuję – raczej się zgadzają, jak jestem – prędzej mnie zauważają. Jestem ważny, godny uwagi, mądry … atrakcyjny. Cudnie, pięknie, przyjemnie … kto by nie chciał tak się czuć a kto, jak poczuje się tak raz, nie chciałby więcej …?

I nie ma nic złego w dobrym samopoczuciu, co więcej, to prawda – jesteś ważny, mądry, godny uwagi. Problem zaczyna się wtedy gdy to „samopoczucie” determinuje Twój sposób komunikacji.

Skoro jak mówisz wszyscy Cię słuchają, raczej się z Tobą zgadzają i to na Tobie najczęściej jest skupiona uwaga w otoczeniu to … trudno jest przestać mówić a zacząć słuchać. Samo mówienie i uwaga innych jest na tyle uwodząca, że zatapiamy się w tym bezrefleksyjnie.

I … jest  to niewątpliwie jakiś sposób komunikacji – gdy chcemy coś przekazać innym, do czegoś innych przekonać, namówić na coś – często się udaje. Gdy jesteśmy „silną osobowością” mówimy zdecydowanie, czasem głośniej niż inni, pewni swoich słów i decyzji. Inni nam nie przerywają, nie zaprzeczają bo: albo się naprawdę zgadzają albo lubią jak ktoś za nich podejmuje decyzje albo zwyczajnie nie chce im się konfrontować (wydatkować energię) – tak czy inaczej – cel osiągnięty.

Problem zaczyna się dopiero gdy stosujemy ten sposób bezrefleksyjnie, uwiedzeni jego „skutecznością” zapominamy o innym. Gdy mówimy a przestajemy słuchać wtedy … stajemy się samotni … zaczynamy żyć we własnym świecie myśląc, że jest to ten, którego uczestnikami są wszyscy.

Samotni i ubodzy … w wiedzę, doświadczenia, myśli innych.

Samotni, ubodzy i nieefektywni … kreując rozwiązania, podejmując decyzję jedynie w oparciu o własną wiedzę, umiejętności czy doświadczenie odłączając się od wiedzy i doświadczeń innych raczej nie mamy szans na najlepszy wybór.

Samotni, ubodzy, nieefektywni i „uwiedzeni” własną … próżnością ? NIE, raczej „nieuważnością”.

Jeśli chcesz poznać, poćwiczyć komunikację budującą relację, zapraszam na moje bezpłatne warsztaty 4 kwietnia. Zapisz się kontakt lub “weź udział” w wydarzeniu na FB Komunikacja oparta na empatii

Biznes zapraszam na moje szkolenie “akcja empatia” – menu główne

Przekleństwo doskonałości

Przekleństwo doskonałości

Kiedy dążenie do doskonałości jeszcze rozwija, a kiedy już zniewala? Na wszelki wypadek, chętnie odpowiedziałabym – zawsze. Mam wrażenie, że w świecie, w którym „wszystko możesz”, „jesteś jedyny i niepowtarzalny” ale „konkurencja czai się za rogiem” i „już na pewno gdzieś na świecie ktoś wpadł na ten sam pomysł co Ty” jest duża pokusa by z tej drogi (do doskonałości) nigdy nie schodzić. Pokusa??? ba, jakiś nakaz, który dopada nas na każdym rogu.

Tylko gdzie jest ta doskonałość?… nigdzie … to już wiemy, ona nie istnieje. Więc jak jest na drodze do celu, który jest zawsze wyżej niż dochodzimy. Można by sądzić, że droga jest dość wyczerpująca, w poczuciu beznadziei, wolna od radości spełnienia. Ale nie, słyszę: jest energia, jest wyzwanie.

Jakoś łączy mi się to wszystko z godzinami spędzonymi na bieganiu, na sali fitness, siłowni lub medytacjach, jodze a nawet tańcu czy zdrowym żywieniu. Dziwne?… a jednak nie. Mózg, cały nasz organizm, ostrzega nas przed takim “beznadziejnym” dążeniem. Zmęczony, spięty, schorowany. Tylko, że my mamy już na to sposób. Codzienny wysiłek fizyczny, ćwiczenia mindfulness fantastycznie regenerują, odprężają a zdrowe żywienie świetnie wzmacnia nasz układ odpornościowy … więc… głusi na sygnały z ciała “biegamy” dalej.

Gdy słyszę o tej energii wyzwania, widzę zacięcie na twarzy i nawet … błysk w oku. Tylko, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to … smutne spojrzenie …

Pin It on Pinterest

Call Now Button